Trening Wyścigowy

Posted by Unknown on 15:00 with No comments
Trening Wyścigowy

Koń: The Loki’s Army, Mars Harpy
Jeździec: Detalli Ravenwood, Dyenney Bloodyhill
Trening: Wyścigowy
Na co: Starty
Po południu, godzinę po obiedzie, stwierdziłyśmy, że warto powtórzyć poranny trening z końmi. Chciałyśmy powtarzać aż do znudzenia te starty by zrozumiały o co w nich chodzi, by wiedziały, że nie wolno skakać kilka metrów do góry. Popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze tuż po skończeniu przebierania się. Wyglądałam jak zmęczony borsuk. Cienie pod oczami, blade policzki i włosy wychodzące z warkocza na wszystkie możliwe strony. Tylko puknęłam się w głowę i zwolniłam łazienkę dla Dien, która, jakby nie patrzeć, także musiała się naszykować.
To było bardzo ciepłe popołudnie, słońce mocno grzało, ale wiał przyjemny wietrzyk dzięki czemu to gorąco nie było aż tak odczuwalne. Mimo wszystko stwierdziłyśmy, że lepiej będzie jeździć na krytym, klimatyzowanym torze. To dobre rozwiązanie, nie chciałyśmy przegrzać koni.
Udałyśmy się do stajni by wyczyścić i osiodłać nasze ferrari. Haley by nam pomogła, gdyby nie to, że była na treningu z Tesseractem i podnosiła poprzeczki Agnieszce. Jednak obiecała, że gdy tylko zaczniemy ona będzie. Ufając wzięłyśmy zgrzebła, kopystki i szczotki. Użyłam niebiesko-białego zestawu przeznaczonego dla *Jally’ego Good Time’a, gdyż nie mogłam znaleźć zielono-białego zestawu należącego do The Loki’s Army’ego. Na jego karej sierści nie było widać brudu, jednak zaklejki to coś, co trzeba było jak najszybciej usunąć. Pod popręgiem było ich mnóstwo. Zaczęła się praca wręcz Syzyfowa, i jak było widać nie tylko u mnie, lecz po trzydziestu minutach szybko poszłyśmy do siodlarni po sprzęt dla naszych rumaków. A one jak to one niezbyt chętnie przyjmowały siodło na plecach, toteż sam ten zabieg zajął nam dwadzieścia minut. Dumne z triumfu poszłyśmy na tor.
Czekała już na nas Haley, miło się z nami przywitała i usiadła na bramce startowej podczas gdy my prowadziłyśmy rozgrzewkę. Konie wydawały się bardzo rozluźnione i skore do współpracy, chociaż Loki się szarpał. Jednak mimo to grzecznie się słuchał i chodził ładnym sprężystym krokiem. Toteż po trzydziestu minutach stępa, kłusa z dodatkiem galopu poszłyśmy do bramek.
- Tym razem odciążamy grzbiet. – nakazałam a Dien kiwnęła głową.
Praktykantka zaprowadziła nas do bramki. Na dźwięk dzwonka konie ruszyły i nie czując ciężaru na plecach podskoczyły, lecz nie tak wysoko. Zatrzymaliśmy konie i zawróciliśmy. Znów dzwonek, znów skoczyły, lecz trochę niżej. Powtarzaliśmy to trzy razy.
- Dobra, jeżeli teraz nie wyjdzie znów nie odciążamy. – tym razem to Dyenney przejęła inicjatywę, musiałam się z nią zgodzić.
Haley zaprowadziła nas do bramki mimo niechęci ze strony anglików. Rozbrzmiał dzwonek, przygotowałam się na siłę wyrzutu, lecz ta nie nastąpiła. Konie nie podskoczyły. Czas przyszedł na rozpoczęcie treningu wyścigowego.

TU ZACZYNA SIĘ DRUGI TRENING
Koń: The Loki’s Army, Mars Harpy
Jeździec: Detalli Ravenwood, Dyenney Bloodyhill
Trening: Wyścigowy
Na co: Kondycja
Tym razem ćwiczyliśmy kondycję. Dwa tysiące pięćset metrów w pełnym cwale. Chciałam powstrzymać Loki’ego od szaleńczego biegu, by zachował siły na później. Lecz on, jak większość dwulatków nie słuchał tylko zaczął pędzić przed siebie i ciągle napierając na wędzidło.
500 metrów za nami 1500 przed nami. Loki biegł, ani jednej stróżki potu nie było na jego szyi. Spojrzałam do tyłu. Dien dzielnie powstrzymywała Mars Harpy, która bez zarzutu słuchała poleceń swojej dżokejki. Tymczasem Army szalał, pędził do przodu, gdyby tylko wiedział jaki dystans go czekał.
1000 metrów za nami i tysiąc metrów przed nami. The Loki’s Army ciągle przyśpieszał, pierwsze kropelki potu się na nim pojawiły, jednak on sam nie okazywał zmęczenia. Był niesamowity. Pędził do przodu robiąc kolejne odległości, zostawiają Harpy daleko w tyle. Czy to się działo naprawdę? Czy ten koń właśnie na moich oczach dostał skrzydeł? Byłam pewna jednego, że jest jedyny w swoim rodzaju i że ciągle przyśpieszał. Nie próbował zwalniać. Ale wiedziałam, że może nie wytrwać do końca tym tempem. Mimo to on napierał na wędzidło
- „Raz się żyje”. – pomyślałam i pozwoliłam mu gnać oddając tym samym wodze, może mogło się nam udać?
1500 metrów za nami, 500 metrów przed nami. Loki zaczynał słabnąć, biegł coraz wolniej, lecz nie chciał się poddać. Był niesamowicie wytrzymały i utalentowany. Jednak nasza Mars Harpy także, chciała pobiec po zwycięstwo. Przyśpieszała coraz bardziej. Niczym maszyna, pociąg, zbliżała się do nas w zastraszającym tempie.
- „Ta klacz wiele potrafi”. – szepnęłam do siebie w myślach.
Ścigały się dwa utalentowane konie. Jeden na przedzie, cały mokry, zmęczony, jednak z wielkim uporem, talentem i wolą walki. Drugi z tyłu, lecz z zachowanymi, oszczędzanymi siłami, z równie dużym talentem, który myślał tylko o wygranej. Była ona coraz bliżej nas. Nie wiedząc kiedy była już na wysokości mojej łopatki.
Meta! Lecz kto wygrał? Przez te kilka chwil przy zatrzymywaniu koni było to nieważne. Byłyśmy dumne z zdolności i taktyki koni. Mimo że Loki nie wybrał dobrze, zaskoczyło mnie to jak długo wytrzymał. Że był w ogóle w stanie dokończyć ten wyścig.

- Znów to samo. Zremisowały. – oświadczyła Haley, a my pochwaliłyśmy rumaki a po dojechaniu do stajni dałyśmy je na karuzelę.